Vercelli - Mortara 33 km

Do 26 km dzień jak co dzień. Ryż, ptaki, drzewo, ryż, wioska i tak cały czas - nic się nie działo. A potem zaczęło się... na ostatnim postoju zoorientowałem się że nie mam jednego laczka! Jak to? Wypadł, zapomniałem go ... nie wiem. Dodatkowo po kąpieli na noclegu na boso poszedłem powieśić pranie i w stopę użądliła mnie osa. Na szczęście nie spuchło. Już w oczach miałem koniec pielgrzymki - wielka stopa której nie mogę włożyć do buta.
Koło noclegowni jest wielkie centrum handlowe a tam 26 zł i nowe fakirki. Bog jest wielki.
Na noclegu w dawnym klasztorze św. Albina z 13 wieku znów jestem z grupą Francuzów. Wesoło ale nic nie rozumiem. Troszkę gadamy po angielsku. Za to hospitalera miszczyni! Mówi po włosku z prędkością kałasznikowa, uznaje że trzeba ją zrozumieć i tyle. Po gestach zrozumiałem o co chodzi szefowej. Sama zrobiła obiad dla 20 osób. Lazania, filet z kurczaka, sałatka - rewelacja. Jak we włoskich filmach sycylijskie  kobiety - charakter ma 😀
Jutro zapowiadają największy upał. Damy radę.








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Via francigena

Drugi etap. plan na GSB

Ale zanim pójdę...