Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2015

Drugi etap. plan na GSB

Wrzucam rozpiskę naszego wędrowania z Anią na GSB (Głownym Szlaku Beskidzkim). Taki jest plan etapów i noclegów. Jak się uda, to zrobimy 509 km w 18 dni. Ustroń zdrój - Sch. na Stożku Sch. na Stożku - Węgierska Górka Węgierska Górka - Hala Górowa Hala górowa - Markowe Szczawiny Markowe Szcz. - Jordanów Jordanów - Turbacz Turbacz - Krościenko Krościenko - Przechyba Przechyba - Hala Łabowska H. Łabowska - Banica Banica - bacówka w Bartnem Bacówka - Chyrowa Chyrowa - Wisłoczek Wisłoczek - Komańcza Komańcza - cisna Cisna - Smerek Smerek - Ustrzyki Grn. Ustrzyki Górne - Wołosate.

Dzień odpoczynku

Obraz
Wczoraj po południu i dzisiaj cały dzień odpoczywałem w Katowicach. W sumie jestem w nich pierwszy raz i muszę stwierdzić, że niewiele już mają wspólnego ze sterotypowym obrazem węgla, kopalń i syfu. Oczywiście Marta jako 'aborygenka' pokazała mi tą jaśniejszą stronę Katowic, które po pobieżnym zwiedzeniu wyglądają na bardzo zielone i przyjazne. Byliśmy na słynnym Nikiszowcu, dolinie Trzech Stawów, parku Kościuszki i nowo otwartym muzeum Śląskim. Zdjęcia więcej powiedzą niż me słowa. P.s. 14 dzień bez deszczu

Dzień Trzynasty

Obraz
Cały czas dół........ ->. Koniec pierwszego etapu. Żegnam Sudety, czas na Śląsk i jego świeże powietrze. Dystans 16 km Czas 3,5 godz. Teraz jeeedzim do Katowic :-) A tak wygląda Marta w sznylzugu .

Dzień dwunasty

Obraz
Ostatnie podejście pod górę wartą zachodu - Biskupią Kopę. Zanim do tego doszło, spokojnie przemierzaliśmy drogi i ścieżki czeskie w kierunku granicy z Polską. Na życzenie Marty zmieniliśmy trasę i poszliśmy do Polesia gdzie już ostatni raz powróciłem na czerwony szlak zwany GSS (Główny szlak Sudecki). Podejście z Jarmałtówka na Kopę, naprawdę bardzo wymagające, dodatkowo utrudnieniem były połamane drzewa leżące na szlaku po ostatnich wichurach. Cali mokrzy od potu dotarliśmy na szczyt, gdzie naszym oczom ukazał sie .... las ... :-)  i piękne widoki. W schronisku pod szczytem okazało się, że zgubiłem kartę Pttk dzięki której mam zniżki, miałem na noclegi : ( W schronisku byliśmy sami, w ogóle na trasie bardzo mało ludzi, w Czechach zatrzęsienie, a u nas pustawo. Dystans około 35 km Czas 9 godz.

Dzień jedenasty

Obraz
Skoro świt ruszyłem na Śnieżnik, na którm były chmury, wiatr i zero widoków. Potem szedłem pięknymi ścieżkami wzdłuż granicy Pl-CZ. Na pierwszym postoju spotkałem Polaków, którzy organizowali bufet dla maratonu Mtb. W gratisie dostałem banany i pomarańcze :-)  Następnie dotarłem na Smrek - najwyższy czeski szczyt z tej strony gór no i zejście na nocleg. Na noclegu, którego nie było (brak miejsc) czekała Marta. Spać mam gdzie, trochę drogo, ale cóż począć.. Martę poznałem dokładnie rok temu na camino, w wiosce pośrodku niczego, gdzie ludzie żyli tylko z pielgrzymów. Razem dotarliśmy do Santiago i Finisterry. Nie widzieliśmy się cały rok, zatem gadamy i gadamy... W ramach ciekawostki to Marta jest z Tyfusowa, mieszka w Katowicach i pożera mambę. Jutro znów Polska, góry Opawskie i pomału koniec pierwszego etapu. Dystans 32 km Czas 8 godz

Dzień dziesiąty

Obraz
W końcu deszcz! Ale co z tego skoro, jak się spakowałem i zjadłem śniadanie przestało padać. Trasa nudna pola, pola i co 8 km jakaś miejscowość. Zaczęło się dziać dopiero u podnóża Iglicznej, gdzie znajduje się sanktuarium MB Śnieżnej. Jak się wspiąłem to nawet znalazł się proboszcz, który otworzył kościółek z św figurką. Potem zejście do doliny, wodospad po drodze i atak na Śnieżnik, a właściwie schronisko pod nim. Wszedłem na nocleg i lunęło :-). Schronisko ma 120lat, najstarsze w Polsce. Pragnę zdementować, że płaci się dodatkowo za prysznic. Smaczne jedzenie i przecudowne widoki na dolinę bystrzycką. Dystans 31 Czas 8 godz

Dzień dziewiąty

Dzisiaj trasa biegła przez blisko 16 km asfaltem, ale cóż za widoki na dolinę Orliska, rewelacja. Pózniej wędrowałem dziewiczym lasem, w którym, a to spadła jakaś gałązka, a to przebiegła wiewiórka. No i ten zapach lasu, szyszek - długo już czegoś takiego nie czułem. Schronisko w Jagodnej - jedno z najlepszych, świetne jedzenie - Racuchy :-) Tak się najadłem, że teraz leżę i pufam, prawie jak po jedzeniu u Cioci z Torunia. Cisza i spokój. Aaaaa pobity został rekord prędkości. Ale z góry jak leciałem asfaltem, to zapuściłem sobie marsz Radetzkiego, daje kopa :-) I tak sobie zdałem sprawę, dlaczego w Auchwitz na bramie grała orkiestra marsze, by więzniowie szybciej szli i wracali z pracy - to faktycznie działa. Dystans 28 km Czas 6,5 godz.

Dzień ósmy

Obraz
Dziś już za mną kolejny dzień niespodzianek. O ósmej wyjście, zwiedzanie Szczelińca, tylko, że nikt nie powiedział, iż z plecakiem przejść tę "ścieżkę zdrowia " to wyczyn nie lada! Grubasy też by miały problem! ( paru znanych mi, właśnie sobie wyobraziłem zaklinowanych pomiędzy tymi ściankami :-) ) Następnie atak na Kudowę zdrój. A tam schodząc ze szlaku od razu trafiłem na pensjonat, gdzie byłem na wycieczce w klasie 1 lo. Powiedzieć, że tam bawiliśmy się z alkoholem, to nic nie powiedzieć :-) Najlepsze było jak wróciliśmy z Pragi z 'zakupami' i hasło Paniiiiiiiiiiii (tak nazywaliśmy wychowawczynię) - wszystek alkohol dla rodziców wędruje do mnie do pokoju! To była najszybsza minuta w moim życiu, jeśli idzie o zabawę w chowanego, cały % zniknął, wyparował :-) Nasz wygląd rano, wskazywał, że jednak po czasie się nasze małe co nieco znalazło. Idąc dalej przez Kudowę wstąpiłem do baru mlecznego na leniwe. To w ogóle był najtńszy bar mleczny w jakim byłem! Polecam. Le

Dzień siódmy

Obraz
Dzisiaj znowu była idealna pogoda, ale pierwszy raz tak ze zmęczenia poprostu mi się już nie chciało iść. Dodatkowo chyba jakoś dzisiaj ubrałem źle skarpetki i porobiły mi się pęcherze na piętach. Poprzebijałem, ale dopiero Graczowa oceni jako specjalystka, czy nabyłem kolejną sprawność. Zdobyłem górę Św. Anny, górę o którą toczyły sie walki w czasie zawirowań granicznych po 1 wojnie (tzw. Powstania Śląskie). Na całym szlaku cisza i spokój, zero żywej duszy. Po ostatnim postoju, ruszyłem z bólem i maksymalnym niechciejstwem, dodatkowo wiedziałem, że czeka mnie 1,5 godz nieustannego podejścia z 350m na 900m. Włócząc nogami zobaczyłem na drzewie oprócz znaku szlaku, muszelkę - drogowskaz na Santiago. Nagle przed oczami stanął mi Węgier, który w Santigo jak my już po piwkach szczęśliwi szliśmy na nocleg w dół, a on brudny, zmęczony, z flagą Węgier i napisem Budapest na starym, zakurzonym plecaku drałował pod górę do Katedry - do mety. I pomyślałem sobie, że to co ja robię to jest pikuś i

Dzień szósty. Bonk na Sowie :-)

Obraz
W nocy był taki upał nawet u mnie w pokoju, że nie mogąc dłużej spać postanowiłem wstać wcześniej i ruszyć na szlak. Zachmurzenie pełne, ale bez deszczu w związku z tym wrzucony 3 bieg i cała naprzód. Jako, że konkurs wygrał Świstak :-)  nie ma już co ukrywać, że dziś celem była Wielka Sowa-najwyższy szczyt Gór Sowich. A w ramach ciekawostki, jak chcecie zobaczyć jak wygląda Bonk na Sowie to popatrzcie na zdjęcia. Poziom zaawansowania mojej techniki robienia zdjęć wzrasta. Aż strach pomyśleć co będzie na końcu trasy. Dzisiaj śpie w najtańszym schronisku na trasie w Zygmuntówce. Jest Wifi, wielki pies, super atmosfera, piękne widoki. Jutro idem na górę, którą powinien zwiedzić każdy, kto jest z 'ukrytej opcji niemieckiej'. Są takie góry, które dla regionu, tradycji, kultury znaczą więcej niż tysiące wypowiedzianych słów i dziesiątki napisanych książek. Zatem zamilczę i oddalę się na wypoczynek. dystans: 28km czas: 7,5 godz.

Dzień Piąty

Obraz
Na dziś zapowiadali upał i faktycznie było saharyjsko. Niby tylko 21 km , ale po przejściu czuję jakbym zrobił 40. Dziś za wiele się nie działo.Schronisko położone jest w górach Suchych, sympatycznie. W związku z nudą, która zapanowała na blogu po tym wpisie- UWAGA konkurs. Suchar-zagadka! Oczywiście jest on Związany z moją trasą. Kto w komentarzach pierwszy poprawnie poda hasło - odpowiedź , otrzyma nagrodę - niespodziankę. A zatem (werble) Co mają wspólnego ze sobą ostatnie podsłuchy, miś puchatek i moje jutrzejsze szczyty? :-) Dystans 21-22 km czas 7 godz.

Dzień Czwarty

Obraz
Wychodząc rano ze Schroniska podziwiałem okoliczne wioski, które przepołowione krystalicznie czystym strumykiem, wyglądały jak w Pirenejach francuskie, tylko z niemieckim budownictwem. Naprawdę jak ktoś szuka, miejsca pod domek letniskowy to polecam okolice srebnego potoku. Trasa była krótka, trochę wysiłku kosztowało mnie podejście pod górę za wioską Paprotki. Dzisiaj śpię w klasztorze w Krzeszowie, którego bazylika nazywana jest 'perłą baroku'. Faktycznie cały kompleks pocysterski robi wielkie wrażenie, zwłaszcza kościół, w którym jest cudowny obraz MB łaskawej. Uprzedzając pytania czy coś boli, odpowiadam: - tak wszystko, ale jak się już rozejdę to idzie się elegancko, jak głowa wytrzyma to i nogi nie będą miały innego wyjścia tylko iść :-) Jutro znów krótki etap, ale z dwoma premiami górskimi po blisko 500 m podejścia.. cdn.. P.S. Dla Czerwonego zdjęcia o Ultrei :-) Kiedy wezwie głos... trzeba będzie znów wyruszyć. P.S. 2. właśnie zjadłem najlepszą, najkruchuteńką piecz

Dzień Trzeci

Obraz
Klasycznie wyruszyłem po ósmej. Dotarłem najpierw do Sch. Odrodzenie i tutaj wydarzył się taki mały cudek :-) Piszę dopiero posty dzisiaj, gdyż pierwszego dnia, sam z siebie wyłączył się tablet i widziałem ciemność. Udało sie go zresetować dopiero po podłączeniu do prądu. Tadaaaammm. Mam na nim, wszystko: mapy, tel, adresy, książki do czytania i kontakt ze światem, także rozpacz byłaby wielka. Z uśmiechem na twarzy jak banan wyruszyłem na Śnieżkę, a następnie żegnając Karkonosze dotarłem, w coraz większym upale do Srebnego potoku na nocleg. Idąc od przełęczy Okraj przez dwie godz nie spotkałem, żywej duszy. Cisza i spokój. W sch. trochę luksusowo, bo pokój 2 os. z łazienką, ale cena bardzo przystępna. To był ciężki dzień. dystans: 27 km czas 7,5 godz

Dzień Drugi

Skoro świt, czyli po ósmej wyruszyłem do Jakuszyc, a następnie na naleśniki do sch. na Hali Szrenickiej - pychota. W planie miałem dojść granią do sch. Odrodzenie, ale jak tak sobie maszerowałem to z dwóch stron podeszły do mnie burze, które tym razem mnie oszczędziły i właśnie wtedy podjąłem decyzję, że trochę zbaczam i idę do chatki AKT przy Hutniczym Grzbiecie. Po kilkukrotnym zbłądzeniu, w końcu dotarłem na nocleg, gdzie przywitał mnie kieliszeczek substancji wysokoprocentowej i pytanko - Jesteś głodny? - zaraz będzie żarełko. Z dala od cywilizacji, bez prądu, woda ze studni, wychodek, palenisko nad ogniskiem, co tam było pięknie ! Do nocy oczywiście długie Polaków rozmowy z Robertem i Dawidem. dystans: 24 km czas: 6,5 godz

Dzień Pierwszy

Zgodnie z planem, dojechałem do Świeradowa Zdrój o 10.30. od razu z kopyta ruszyłem na szlak. Po godzinie dotarłem do Stogu Izerskiego. Lało się ze mnie jak ze strażackiego hydranta u bram Malanowa (pielgrzymi kościerscy wiedzą o co chodzi). Ogromny kryzys, ciężki plecak, żar z nieba, zwątpienie... Uratował moją wyprawę mój nowy kapelusz, który po zamoczeniu ma cechę obniżającą temp. głowy o kilka stopni- Rewelacja. To mnie uratowło. Po wypiciu 2l wody, pomału ruszyłem do sch. Orle na nocleg. Tam też zapoznałem, trzy dziewczyny Magdę, Agatę i Justynę i na rozmowach upłynął nam wieczór. Dodatkowo po 21 miejscowi aborygeni zaczęli grać i śpiewać. Oczywiście jak na prawdziwych górali przystało rozpoczęli od szantów :-) Słysząc to, gdzieś obok kompletnie nie zainteresowana imprezą przemknęła burza. Do naszego pokoju na noc dołączyli dwaj "śpiewacy".Jeden podobno tak chrapał, że dziołchy nie zmrużyły oka w nocy. U mnie stopery i zmęczenie zrobiły swoje. dystans: 18 km czas: 5 go

Rozpiska I etapu Świeradów Zdrój - Katowice

Rozpiska I etapu od Świeradowa Zdrój do Katowic: 18.07 Świeradów Zdrój – Schronisko Orle 18 km 19.07 Sch. Orle – Sch. Odrodzenie (Ew. chatka AKT Hutniczy Grzebiet) 25km 20.07 Sch. Odrodzenie – Sch. Srebny Potok 25 km 21.07 Sch. Srebny Potok – Krzeszów maks. 25 km. 22.07 Krzeszów – Andrzejówka 22km 23.07 Andrzejówka – Zygmuntówka 28 km 24.07. Zygmuntówka – Szczeliniec 30 km 25.07 Szczliniec – Sch. Pod Muflonem Duszniki 27km 26.07 Pod Muflonem – Jagodna 27 km 27.07 Jagodna – Śnieżnik 31 km 28.07 Śnieżnik –Horni Lipova 30 km 29.07 Horni Lipova – Biskupia Kopa 30 km 30.07 Biskupia Kopa – Prudnik 22 km – stopem do Katowic ( tutaj raczej nastąpią zmiany, bo dołącza do mnie Marta, która zażyczyła sobie pójść do Głuchołaz, ale i tak w Katowicach nocleg) 31.07 Dzień wolny :) 

Sprzęt na wyprawę

Dobierając sprzęt na wyprawę kierowałem się dwoma przesłankami: a) moją wagą b) noclegami w schroniskach (stać mnie :) ) Zeszłoroczne doświadczenie z Camino bardzo przydało się przy pakowaniu. Nie ukrywam, że wtedy wzorowałem się na sprzęcie, który zabrał ze sobą na 3 miesięczną wyprawę podróżnik Łukasz Supergan ( http://www.lukaszsupergan.com/sprzet-na-camino-de-santiago/ ). Tzw. chodzenie na "lekko" zwłaszcza przy mojej wadze sprawdza się idealnie. Zatem, w tym roku nie pozostało mi nic innego, jak tylko ekwipunek lekko udoskonalić. Sprzęt: Buty: Aku Rock II GTX, Poncho: Sea to Summit Ultra Sil, Spodnie długie: Marmot Cruz, Ręcznik szybkoschnący: Nabaiji rozmiar M                                                                   Czołówka: Petzl Tikka                                                             Scyzoryk: Victorinox Spartan Tablet: lenovo, ładowarki Camelbag: Widepack Source 1.5l; Stuptuty: inov – 32; Higiena: szare mydło, pasta Ajona, szczo

Ale zanim pójdę...

Rok temu po dojściu do Santiago de Compostela postanowiłem, że będę zwiedzał świat, podróżował. Najlepszym sposobem na to, jest pójście na  piechotę, gdyż w taki sposób można: zobaczyć mnóstwo ciekawych miejsc, spotkać wielu ciekawych ludzi, znaleźć czas na przemyślenie swojego życia, a przede wszystkim spędzić wypoczynek w tych pięknych okolicznościach przyrody.. Pierwszym pomysłem jaki wpadł mi do głowy miało być pójście na pielgrzymkę do Wilna, ale okazało się, że idzie ona "tylko" 20-25 km dziennie, Zatem GÓRY! No ale, jeden tydzień to za mało, to może trzy. na trzy tygodnie to idealnie pasuje GSB czyli Główny Szlak Beskidzki. Po dalszym namyśle, że skoro wakacje mają dwa miesiące, a dłuuuugo już nie byłem w Karkonoszach, to może by te dwie rzeczy połączyć. W taki oto sposób postanowiłem pójść przez Polskę z Zachodu na Wschód górami. Hasłem bloga i podróży stał się oczywiście cytat z filmu, który widziałem chyba ze trzydzieści razy. Też to znacie, a jak ktoś nie ogląda